img

Jedną z ciekawszych form doniesień (czy może raczej - jak w tym przypadku - oświadczeń) są te wyryte pracowicie w kamieniu. Co prawda na zdjęciu prezentowanym z lewej (Klimczak kocham cię) ryt jest niedbały a i liternictwo bez żadnej fantazji, więc jest to raczej sama treść, za to krótko i dobitnie wyrażona, zatem spełniająca podstawowe oczekiwania wobec doniesienia. Jest to zarazem - jak się wydaje - sposób dosyć trwały, a już na pewno dłuższy jego żywot niż zwykłej gazety. W swej treści jest intrygujący acz bezpieczny, bo autor przecież mówi, że kocha :) Można by się zastanawiać, dlaczego takie wyznanie trzeba było umieścić na klasztornych murach? Być może adresat odrzucał tę miłość, lub zgoła nie był tego świadomy? Nie wiadomo kiedy napis powstał, sam sposób „rycia” wskazuje raczej na coś świeżego - lata 80-te?


Straszny czyn bezbożnika (poniżej, z prawej strony, 1934r.) to już doniesienie sensacyjne i groźne. Przekaz zawiera nie tylko czystą informację o losach niejakiego Władysława Kowalskiego  jego i rodziny, ale ma być zarazem jednoznacznym ostrzeżeniem dla innych, jakie niebezpieczeństwa niesie za sobą utrata wiary. W każdym razie element edukacyjny jako ukryty lub jawny cel tego rodzaju przekazów, jest tu wyraźnie widoczny.

img img 

Donos na jednego ze strażaków (powyżej z lewej, 1930r.), skierowany do Naczelnika Straży Pożarnej jest jedną z „perełek” tego artykułu. Podziwiam doskonałą orientację donoszącego - wiedział właściwie tak wiele, ze można byłoby podejrzewać iż być może razem pili, co przecież samo w sobie nie jest niemożliwe. Podoba mi się bardzo określenie szedł ulicą i używał różnych słów, co zapewne wbrew intencjom donosiciela można odbierać, jako rodzaj pochwały - używał różnych słów. Rzeczywiste intencje donoszącego ujawnia jak mi się zdaje ostatnie zdanie: ubiegają się do straży ludzie uczciwi, pracowici, solidni... Podoba mi się dbałość autora listu o ortografię o czym świadczą widoczne poprawki tekstu. Liczba mnoga, jako swoiste odwołanie się do tzw. opinii publicznej (patrzymy ze smutkiem) to pewnie również przemyślana zagrywka, więc wcale bym się nie zdziwił, gdyby autor miał już za sobą spore doświadczenie w pisaniu donosów.

Bardzo jestem ciekaw jaką karę otrzymał krytykowany strażak od swojego szefa. Na szczęście społeczne nastawienie do donosicielstwa było jak się zdaje w tych czasach wysoce negatywne, więc może obyło się na zwykłym opier...niczeniu?


img

Następna sprawa (po lewej) z nieco innej beczki też dotyczy straży ogniowej. Oto ksiądz Marchewka skarży się na brak szacunku i złe traktowanie za to, że odmówił zapłacenia tzw. opłaty kominowej. Jak widać działania strażaków były zdecydowane i konsekwentnie, co najwyraźniej mocno księdza dotknęło. Spodziewał się najpewniej specjalnych forów a to nagle sąd, jak dla zwykłego śmiertelnika. Przypadek zdecydował, że list za sprawą Internetu może stać się niemal nieśmiertelnym wspomnieniem. Ciekawostką dla mnie jest to, że jak widać kominiarze podlegali straży pożarnej, co wydaje się bardzo sensowne.

 

 

 

img

 

  

 

 

 

Zastanawiam się czy zaświadczenie podobne do powyższego (1945r.) byłoby dzisiaj przyjęte w jakimkolwiek urzędzie? Chyba raczej nie. Ale w roku wyzwolenia, po II wojnie światowej było jak było, więc pewnie wówczas nielicznych tylko szokowały błędy językowe w urzędowych papierach. Pamiętajmy że wkrótce nadeszły czasy znane pod hasłem „Nie matura, lecz chęć szczera...”. Zresztą, czego właściwie się czepiam? Przecież napisane wyraźnie, że nie współpracował.

 

imgKolejny dokument z roku 1943 również dotyczy nagannego zachowania strażaka - alem się tych strażaków uczepił, no! W roku wojny, takie doniesienie mogło się skończyć dla oskarżonego ze strony niemieckiego okupanta bardzo dotkliwymi represjami  tym bardziej, że pijany delikwet nie tylko obraził, ale również pobił innego strażaka.

Najwyraźniej wódka nie rozróżnia czasów wojny czy pokoju, ani też nie dba o wykształcenie czy pozycję społeczną a w stanie nadużycia zawsze wszystkim  jednako mocno we łbie miesza.

Z dalszych dokumentów wynika, że pijak został ukarany dyscyplinarnie ale ze służby go nie wylali, co po części było zasługą  wyrozumiałości a może i litości władz - zarówno samego Naczelnika, jak i jego zwierzchnika.

 

img

Smutny i tragiczny meldunek leśniczego z roku 1944 (po lewej stronie) o Żydach zastrzelonych w na terenie jego obwodu przypomina o tym, jakie to były czasy. Sprawca nieznany, co mogło niestety oznaczać, że zginęli z rąk Niemców albo zastrzeleni zostali przez swoich (Polaków lub Żydów), na przykład z chęci zysku. Przytłaczającą wymowę ma dla mnie forma tego dokumenty - śmierć pięciu osób opisana na świstku papieru a przy tym jest to być może jedyny ślad, jedyna informacja, jaka po nich pozostała. Tragizm wojny uwidacznia się w tym przypadku naprawdę mocno, bo nie wiedzieć czemu zawsze nam się wydaje, że pozostanie po nas jednak coś znacznie bardziej dumnego i trwałego niż kawałek kartki wydartej ze szkolnego zeszytu…

 

img

We fragmencie gazety z 1953r. (po lewej stronie) traktującej między innymi o wizycie Stalina u rannych żołnierzy chciałbym zwrócić uwagę nie tyle na sam tekst, co na wygląd wycinka. Najwyraźniej ktoś wykorzystał gazetę aby wypróbować wzór wałka do malowania ścian. W dawniejszych czasach - przecież to jeszcze dobrze pamiętamy - ściany malowało się najpierw jednolitym kolorem a następnie specjalnymi wałkami w różne wzory nanosiło się na ściany kolorowe desenie. Tylko dlaczego właściwie o tym piszę w kontekście donosu? Powód jest i to dosyć groźny - w Związku Radzieckim za takie zbezczeszczenie gazety z „ojcem narodu”, na podstawie artykułu 58 (w radzieckim kodeksie karnym) można było dostać 10 lat łagru (!) - wystarczył donos ze strony współobywatela. Artykuł 58 składał się z 14 paragrafów, które określały kary za następujące czyny lub postawy:
  1. Zdrada ZSRR
  2. Zorganizowanie powstania zbrojne, próba przejęcia władzy nad częścią terytorium
  3. Udzielanie pomocy wrogom ZSRR
  4. Udzielanie pomocy międzynarodowej burżuazji
  5. Skłanianie obcego mocarstwa do wypowiedzenia wojny ZSRR
  6. Szpiegostwo
  7. Działanie na szkodę przemysłu, transportu, handlu, obiegu pieniężnego i spółdzielczości
  8. Terror
  9. Dywersja
10. Działalność propagandowa wymierzona przeciwko ZSRR
11. Rozróżnienie działalności indywidualnej od zorganizowanej
12. Niedoniesienie o popełnieniu przestępstwa
13. Służba w oddziałach carskich
14. Sabotaż (ekonomiczna kontrrewolucja).

Dziesiątki takich sytuacji opisuje Aleksander Sołżenicyn w swojej książce „Archipelag Gułag”.

 

img

Z tamtych czasów jeszcze jeden dokument z prawej strony) lub raczej tylko nagłówek dokumentu, prawdopodobnie z archiwów AK: Wykaz osób z terenu powiatu jędrzejowskiego współpracujących czynnie i podejrzanych o współpracę z okupantem w charakterze informatorów, agentów i donosicieli.

Lista zawiera nazwiska i adresy kilkudziesięciu osób, nie jesteśmy jednak historykami, więc nie my będziemy decydować o prawdziwości i ewentualnej publikacji tego typu zapisów.

 


Najwyższa pora przejść do innych czasów dalej, co prawda nadal  dziwnych ale już nieco mniej mrocznych.

img

imgimg

W tekście o nowych nazwach dla trzech jędrzejowskich ulic (1969r.) moją uwagę zwraca szczególnie określenie bandy reakcyjnej. Dla niewtajemniczonych w uproszczeniu wyjaśniam - to takie zwyczajowe określenie dla nie naszych. Z tego wynika także, że była wcześniej na Zamościu ulica Partyzantów, ale widocznie zdecydowano nazwać tak ulicę bardziej znaczącą. Jak zwykle zadaję sobie pytanie, czy takie działania przekładają się na wzrost szacunku dla osób czy grupy, których nazwa ulicy dotyczy i jak zwykle odpowiadam sobie - wątpię. Dla tubylców to jest nadal ulica Wodzisławska i pewnie tak już pozostanie.

 

Koresponduje mi z tym dobrze tekst z 1971r. o „niewidzialnej ręce” - ale to jeszcze nie była „niewidzialna ręka rynku” - to znacznie późniejsze czasy :) Tu mowa o akcji harcerzy, w zamyśle dość fajnej jednakże z powodu przypisania do niej partyjnej ideologii akcja nie cieszyła powodzeniem tak wielkim, jak na to zasługiwał sam pomysł.

Pamiętam, że o akcjach „niewidzialnej ręki” mówiło się wtedy dużo w telewizji, zdaje się że nawet było o tym w kultowym komiksie Tytus, Romek i A'Tomek :) Panta rei…

 

Jako donosy znacznie lepiej sprzedają się informacje o znalezionych skarbach (1974r.), wywołują z pewnością znacznie więcej ciekawych emocji i silnie oddziałują na wyobraźnię, zwłaszcza młodych ludzi. Jednak czy ktoś dzisiaj pamięta gdzie właściwie trafił nasz skarb?

 

img

img

Odłóżmy na razie na bok troski związane z ustrojem PRL, aby pochylić się nad higieną jędrzejowian. Dramatyczne wołanie czytelników gazety Słowo Ludu (1972r.) uświadamia nam co to się wyprawia w łaźni miejskiej - (fot. obok). Jednakże czemu tu się dziwić? Konfrontacje możliwości z chęciami przybierają często taki właśnie obrót, na przykład kiedy łaźnia jedna a chętnych wielu. Zakładam, że dla pana sprzedającego bilety nie miało znaczenia, iże pani była młoda - wypełniał tylko swoje obowiązki, najlepiej jak umiał :) I tu przypomina mi się stare powiedzenie: Chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle.

Jako, że wychowałem się na książkach, m.in. Edmunda Niziurskiego, słowo łaźnia kojarzy mi się od zawsze z dantejskimi scenami zakończenia „Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa” :)

 

Pomaluśku zbliżamy się do końca naszej, - rzec by można „donośnej” wycieczki i wkraczamy już w czasy cokolwiek nam bliższe.

img

img

img

Krótki i mocno obłudny tekst Jadwigi Karolczak (1974r.) usiłuje wyjaśnić, dlaczego w sklepach nie można było kupić towarów produkowanych w Rekordzie. Ponoć winni byli handlowcy, tyle że raczej nie z Polski a z krainy naszych „przyjaciół”. Znowu przypomina mi się dawne powiedzenie: My im dajemy nasze statki, a oni w zamian biorą od nas zboże i węgiel. Pokazuję ten krótki wycinek ze względu na osobę autorki - Jadwiga Karolczak znana była z niesłychanie ciętego języka i drżeli przed nią nawet pierwsi sekretarze partyjni z naszego województwa.

Kapitalne są natomiast sformułowania w kolejnym wycinku: Oto magazynier oskarżony jest o niedobory ale stwierdza, że przyjmował towar wypełniając polecenia swoich zwierzchników na podstawie fikcyjnych dokumentów. I cóż na to mówią stróże prawa? Ano po prostu stwierdzają: Możliwe, że tak było, ale to przecież magazynier odpowiada za magazyn. Jak to dobrze, że podczas procesu Norymberskiego nikt z oskarżonych nie wynalazł takiej metody cedowania winy na podwładnych.

A z prawej strony prezentujemy ostatni już obrazek z naszej wystawy: Mała pijaczka (1995r.) to wstrząsająca opowieść o tragicznych losach… a zresztą - przeczytajcie to sobie sami :)

wybrał, opracował i komentarzem opatrzył: Krzysiek Maziarz

Więcej w tej kategorii: « JW Radio Miasto Oksza »