Schron AK - wspomina Regina Jęczmyk „Astra”

 Regina JęczmykAstra
 – autorka wspomnień

Wspomnienia z czasów okupacji, udział mój i mojego męża Kazimierza Jęczmyka w referacie VI prasowym Armii Krajowej.

W czasie wybuchu II wojny światowej mieszkaliśmy w Jędrzejowie przy ul. Barbary 25. Rodzina moja składała się z trzech osób: ja mój mąż i mały półroczny Kazik. W roku 1939 w m-cu listopadzie wzięliśmy pożyczkę, trochę rzeczy wysprzedaliśmy i otworzyliśmy sklep przy ul. Kieleckiej 14. Sklep ten był ze sprzętem gospodarstwa domowego, ale handlowało się czym było można.

img
Wiktor PękalskiWojtek
nauczyciel z Jędrzejowa, członek AK, redaktor gazetki 'W Marszu', aresztowany 25.IV.1943r., zamordowany w Oświęcimiu 1.VI.1944r.

W drugim roku wojny zaczął przychodzić do nas Wiktor Pękalski, kolega męża z lat dziecinnych. Prowadził długie rozmowy i zwrócił się do mnie: poznałem panią i mam do pani zaufanie, widzę że pani jest dyskretna, muszę pani wyjaśnić mam wielką tajemnicę. Zaczął mi opowiadać, że wydaje tajną gazetkę „W Marszu”, tę gazetkę powiela w swoim ogrodzie w altanie, która jest blisko ściany Malinowskiego. Dom Pękalskiego mieścił się przy ul. dawnej Klasztornej, obecnie 14-go Stycznia naprzeciwko budynku obecnego KP PZPR. W tej altance podkopał się trochę pod komórki Malinowskiego, ale to była mała norka, bo dalej nie można się było podkopać, żeby się komórki nie zawaliły, altanka była porośnięta winem.

I tak proszą pani – opowiada mi – gdy jest ciepło to można wytrzymać, ale gdy zimno nie mogę pisać na maszynie, bo mi marzną ręce. Gdy pada deszcz to mi się tam wlewa woda i jest bardzo ciasno. Zimą tam już nie będę, bo nie można ogrzewać, bo jakże palić, dym będzie wychodził spod komórek Malinowskiego i z altanki.

Znam wielu ludzi mówi Pękalski, którzy są dobrymi Polakami, ale mało dyskretni, ludzie gaduły, wielu nie godziło się na moją propozycję. Co by pani powiedziała, czy by się pani zgodziła, żeby tą gazetkę powielać u Pani? Zgodziłam się i wtedy Pękalski przyniósł do nas na Kielecką 14 powielacz ręczny, papier, farby i inne potrzebne rzeczy. Zaczęliśmy powielać u mnie „W Marszu”. W tym czasie dołączył do nas Hieronim Piasecki, przyjechał do Jędrzejowa z okolic Nowego Sącza.

Powielaliśmy ale zawsze baliśmy się, że wpadniemy. Umyśleli sobie we trzech tj. Pękalski, Jęczmyk i Piasecki, żeby było można umieścić się w lochach pod klasztorem Cystersów w Jędrzejowie. I tam chodzili i te lochy penetrowali, oczyszczali, bo ksiądz Marchewka pozawalał wejścia. Przychodzili późno wieczorem, ubrudzeni myli się i doprowadzali się do porządku. Spędzili tam wiele wieczorów w tych lochach i raz gdy chcieli z tych lochów wyjść to nie mogli, bo przyjechała kolumna samochodowa i zatarasowała im wejście. Dlatego musieli czekać na sposobną chwilę, aż udało im się wymknąć, przyszli wylęknięci. I pomyśleli sobie, że to nie był dobry pomysł, dużo Niemców się tam kręciło i zimą by ich zdradził śnieg. I tak została tajna drukarnia u mnie w domu przy ul. Kieleckiej 14.

img
  Logo konspiracyjnej gazetki W Marszu

Powielaliśmy „W Marszu” raz w tygodniu, zajmowaliśmy sklep i jedne pokój, nie było gdzie schować walizki z gazetami i powielacza – chowałam te rzeczy w piwnicy pod kartoflami. Oprócz tego, że u nas się gazetki powielało, była też i skrzynka ogólna. Znakiem rozpoznawczym, że prasa jest do odebrania, że wszystko w porządku, było dla wtajemniczonych 5 kółek drewnianych na wystawie sklepowej. Były to drewniane kółka od toreb gospodarczych, ściśle był to znak olimpijski. Wówczas ludzi, którzy po prasę przychodzili nie znałam, lecz teraz odnalazłam pana Miklasińskiego obecnie z Pruszkowa, i przychodził po prasę p. Urban ze Świątnik. Dwa razy na ul. Kieleckiej był z meldunkiem p. Michał Wójcicki.

Po pewnym czasie kierownictwo orzekło, że skrzynka ogólna jest niebezpieczna w tym miejscu, gdzie się powiela prasę i skrzynkę ogólną u na Kieleckiej zlikwidowano. Prasa była odnoszona na punkty. W tym czasie przydzielono do referatu prasowego Stefanię Falkowską. Pamiętam w drugim roku wojny przyszła do nas na wiosnę z Pękalskim, jeszcze na ul. Kielecką. Niemcy orzekli, że sklepów w Jędrzejowie za dużo, nie mieliśmy pieniędzy na łapówki, wobec tego nasz sklep uległ likwidacji. Przeprowadziliśmy się z powrotem do swego domu na ul. Barbary 13 i dalej powielaliśmy „W Marszu”, redaktor „Wojtek” Wiktor Pękalski, zastępca red. Hieronim Piasecki „Zola”, Stefania Falkowska „Krysta”, Regina Jęczmyk „Astra”, Kazimierz Jęczmyk „Korzec”.

img
 Kazimierz JęczmykKorzec
  – mąż Reginy, autorki wspomnień

Tu na ul. Barbary też nie było gdzie schować powielacza, gazetki powielaliśmy w pokoju, a powielacz jeszcze ręczny chowałam w drzewie na opał lub w winie, które rosło na naszym domu. Ciągle myśleliśmy wspólnie, jakby się lepiej ukryć, wiedzieliśmy że powielanie w pokoju nie jest bezpieczne i choć zerwaliśmy stosunki z sąsiadami, a teściowa w drugim pokoju nic nie wiedziała, to Niemcy mogli nas zajść.

Uradziliśmy, że musimy zejść pod ziemię z naszym powielaniem. Gdy była kapitulacja Włoch, wieczorem powielaliśmy u mnie w kuchni dodatek nadzwyczajny. Red. „Wojtek” zdecydował, że Piasecki „Zola” ma rozrzucić te ulotki po stronie południowej miasta, sam „Wojtek” stronę szpitala, „Korzec „ stronę wschodnią miasta, „Krysta” śródmieście. Fałkowska „Krysta” poszła po Adę Adamczykową, ona jako żona prac. gestapo miała przepustkę na każdą porę dnia i nocy i obydwie rozrzuciły po mieście ulotki o kapitulacji Włoch, była to godzina blisko 12 w nocy.

Nasza babcia rano przyszła i przyniosła mi ulotkę o kapitulacji, ja czytam wzruszona i proszę ją, żeby mi pożyczyła tej ulotki, a przecież ją powielałam w ubiegły wieczór. Był to jedyny dodatek nadzwyczajny w wydawaniu gazety. Pamiętam gdy raz z Fałkowską szłyśmy z prasą na punkt, szłyśmy na dworzec kolejowy, droga prowadziła od młyna „Róż” przez pola, gdzie teraz jest szkoła zawodowa (obecnie ul. Okrzei – przyp. red.). Był koniec maja czy początek czerwca, zboże było małe, my obydwie niesiemy teczki z prasą, zobaczyłyśmy dwóch żandarmów z psem zdążających w naszą stronę. I co zrobić rzucić teczek nie można, bo zboże nie ukryje, zawrócić nie można bo nas widzą – idziemy. Podeszli do nas, jeden uszczypnął mnie w policzek i mówi „slanina”, a ja ledwo żywa odpowiadam „jawohl, jawohl slanina” i poszli dalej do miasta, a myśmy dostały rozstroju żołądka. Tam na punkcie zawsze czekała na nas starsza niewiasta z okręgu Sędziszowa, z którą umawiałyśmy się zawsze w innym miejscu. Pamiętam tą panią miała wszystkie złote korony w górnej szczęce. Ciągle myślimy o tym, żeby się lepiej zakonspirować.

Zaczęliśmy gromadzić kamień, piasek cement, zrobiliśmy sami pustaki, gdy już wszystko zgromadziliśmy Piasecki i Jęczmyk wykopali wykop w komórce. Co wykonali w dzień to nocą Jęczmyk rozrzucał ziemię po ogrodzie. Żaden z nich nie miał pojęcia o budowie, od wykopu zaczęły się ściany rozchodzić, z fajermuru zaczęły lecieć cegły nam na głowę, musieliśmy fajermur prędko rozbierać i zastępować deskami. Przystępujemy do budowy schronu. W tym czasie „Wojtek” dostaje pierwsze ostrzeżenie, żeby się ukrył. Piasecki „Zola” przystępuje do budowy, Jęczmykowa „Astra” i Fałkowska „Krysta” podajemy pustaki i rozrabiamy cement. Koło domu od strony północnej stała szopka – komórka, było takie zadaszenie bez południowej ściany. W tej szopie stał ustęp, wejście do tego schronu prowadziło z ustępu, podnosiło się haczykiem podłogę i schodziło po drabince do małego wąskiego korytarza i do schronu. Budowa schronu trwała około miesiąca, gazetkę powielamy nadal w pokoju.

Pękalski „Wojtek” dostaje ostrzeżenie drugie, spieszymy się bardzo z budową. W ostatni wieczór gdy „Wojtek” przyszedł do nas, byliśmy wszyscy podenerwowani, jakbyśmy się pochorowali, mieliśmy złe przeczucia. On, „Wojtek” nic nie przeczuwał, był w doskonałym humorze, żartował, mówił że „powinniście mi w schronie zrobić dołek, żebym się mógł wyprostować bo do końca wojny zgarbacieję”. Powiedział: wobec tego jutro wezmę walizki, rodzicom powiem że wyjeżdżam do Warszawy, tylko siostry będą wiedziały gdzie jestem i do końca wojny nie będę wychodził ze schronu.

Była godz. ok. 19-tej, powiedzieliśmy sobie dobranoc i każde poszło do swego domu. Około godz. 22 tego samego wieczoru „Wojtek” przyszedł do nas jeszcze raz i prosił mnie, żebym przyjęła na noc gościa z Warszawy, który jest u „Wojtka”. Ale ja bardzo przeprosiłam „Wojtka”, że nie mogę tego gościa przyjąć, bo nie mam czystej pościeli. Postał chwilę, pomyślał i powiedział: „jest już późno, już go nigdzie nie będę prowadził, zostawię go u siebie”. Był to m-c chyba lipiec, nazajutrz Piasecki przyszedł od wykończenia schronu, był z taczkami na ogrodzie, było to do południa, gdy przybiegł ojciec Piaseckiego – „słuchajcie Wiktora wzięło gestapo”. Ja bardzo się wystraszyłam, chciałam żeby od nas wszystko wywozić, powielacz, maszyny, papier, wszystkie obciążające rzeczy. Piasecki powiedział, żeby się zająć normalną pracą na ogrodzie, nie zwracać na siebie uwagi, bo możemy być pod obserwacją.

Jak się później dowiedziałam od siostry „Wojtka”, ten gość, co miał mi go na nocleg przyprowadzić, a którego sam przenocował, po zjedzeniu razem śniadania przyjechał z gestapowcami po „Wojtka”. Zabrali wówczas siostrę i szwagra i kilkoro małych dzieci. Pękalskiego wywieźli do Radomia i mieliśmy wiadomość, że Pękalskiego bardzo biją i torturują. Od aresztowania „Wojtka” upłynęło może 3 dni, przyszedł dzień w którym musiała wyjść nasza gazeta. Baliśmy się bardzo, że Pękalski może nie wytrzymać tortur, że może powiedzieć u kogo się gazetę powiela. Gazeta została powielona u mnie w pokoju, bo schron nie był jeszcze gotów.

img
 Stanisława Fałkowska  „Krysta
img
Hieronim Piasecki
Zola

Redaktorem został H. Piasecki „Zola” jego zastępcą została Fałkowska „Krysta”. Jeden egzemplarz „W Marszu” wysłany był na gestapo, żeby odciążyć Pękalskiego, że on z tą gazetką nie miał nic wspólnego. Piasecki do każdego numeru musiał przygotować matrycę, wymagało to dużej pracy i dużej zręczności rąk. Trzeba było żyletką na matrycy ponacinać literki i znaki, takie ręce artysty miał Piasecki „Zola”. Piasecki nie tylko był redaktorem „W Marszu”, ale należał również do grupy dywersyjnej, brał udział w wielu akcjach jak likwidacja gestapowca Kappa.

Stratę Pękalskiego przeżywaliśmy bardzo, był to człowiek oddany bez reszty ojczyźnie, mimo wyszukanych tortur nie zdradził nikogo. Pochodził z biednej wielodzietnej rodziny, wszyscy garnęli się do nauki i wszyscy osiągnęli wyższe wykształcenie co w tamtych czasach było wielkim osiągnięciem.

Pękalski jak dochodziły nas wieści był tak obity – opowiadał lekarz, który z nim był w Oświęcimiu – że między skórą a mięśniami utworzyła się warstwa ropy. Ten człowiek nie mógł ani siedzieć, ani leżeć tylko stał albo klęczał. Dostarczono temu lekarzowi nożyczki i lekarz ten ścinał „Wojtkowi” skórę z całych pleców i siedzenia. Pękalski zachorował na tyfus i Niemcy go żywcem wrzucili do pieca, nie wydał nikogo a wielu ludzi mogło być zabranych. „W Marszu” powielaliśmy do samego wyzwolenia bez jednej przerwy. Zeszliśmy do schronu i tam powielaliśmy naszą gazetę – była to naprawdę prasa podziemna.

img img img
W schronie AK Odbiornik radiowy - źródło bezcennych informacji ze świata
 Powielacz gotowy do pracy
     
img img img
„Krysta” pisze do kolejnego wydania gazetki „Krysta” przy powielaniu„W Marszu”

Przychodziły do nas gazety „Biuletyn Informacyjny”, po ten biuletyn jeździł do Warszawy Jęczmyk „Korzec”, odbierał to pismo od p. Zofii Makówki „Mrówki” mieszkającej wówczas na al. Marszałkowskiej, dziś na ul. Waszyngtona p. Z. Małkowskiej. A jeżeli były powody, że nie można było jechać przychodził „Biuletyn” w paczce z podwójnym dnem, przychodziły jakieś grube szklanki lub stare ubrania, na paczce pisało „Ostrożnie”. Paczka przychodziła na umówiony fikcyjny adres, wtedy to było zadanie Jęczmykowej „Astry” wydostać tę paczkę z poczty. Paczki i listy wówczas rozwoził p. Grabowski nie żyjący już, dostarczał adresatom furgonem, z Grabowskim jeździł listonosz p. Kwiatkowski. Przychodziłam na pocztę i mówiłam p. Kwiatkowskiemu, że jest paczka on coś wyczuwał i dawał mi paczkę.

Piasecki i Jęczmyk chodzili także na zrzut broni. Przed zrzutem czekaliśmy w chronię wieczorem na wiadomość przy radiu, podawane były jakieś cyfry i jakaś ludowa piosenka, np. „Umarł Maciek”. Był to znak, że samolot już leci na umówione miejsce. Zrzuty były sygnalizowane latarkami ręcznymi, było to niebezpieczne. Jęczmyk zrobił sygnalizację świetlną na baterie. Robił też Jęczmyk skrzynki amunicyjne i skrzynki na tajne dokumenty.

W związku z tym co działo się w domu, jedno z nas zawsze musiało być, nasz pojazd – wojenna riksza dawała konspiracji duże usługi. Tu musze wspomnieć o moim wówczas małym synu Kaziku, był mały, bo gdy wojna się skończyła miał sześć lat. Wszystko co się w domu działa bardzo go ciekawiło, gdyśmy mówili „idę na dół” albo „zaniosę” „przyniosę” – pytał o czym wy mamusiu ciągle mówicie. Wreszcie nas podejrzał i zaczął pojmować w małej głowie dużą sprawę. Ja mówiłem memu synowi: pamiętaj, nic nie mówi nikomu, bo by nas Niemcy zabili. Pięcioletnie dziecko bawiło się dziećmi, z babcią spało i nic nie powiedział. Babcia w jednym domu z nami żyła i nic nie wiedziała. Budowało się schron nie widziała, chodziła do ustępu i nic nie widziała, co się dzieje pod podłogą. Tylko dziwne jej się wydawało, że gdy zagląda do okna – jesteśmy, za chwilę nas nie ma, to znów jesteśmy. Była to dobra, pobożna niewiasta, tylko nie można jej było powierzyć tajemnicy.

Jeśli chodzi o mój udział w tej pracy to miałam zajęcie przy powielaniu, odnieść meldunek, czy wynieść na punkt prasę. Przetrwaliśmy, bo bardzo mało ludzie o nas wiedzieli. Do schronu przychodził „Kos”, „Halny”, przychodziła z meldunkami Karkowska Krystyna „Iwa” i jej dwie siostry pseudonimów nie pamiętam. Pani Karkowska obecnie p. mgr Krystyna Karczewska. Mogła do nas przychodzić p. Z. Makówka „Mrówka” z Warszawy, od której był przywożony „Biuletyn” i także p. Danuta Kajderowiczówna pseudonimu nie pamiętam.

Jak Armia Czerwona w sierpniu była pod Sandomierzem Piasecki i Jęczmyk w tym dniu o którym piszę byli w domu nieobecni, byli w oddziale leśnym. Niemcy mieli ostre pogotowie, żandarmeria polowa chodziła po ulicach z nasadzonymi na karabiny bagnetami, przybiegli ze „Społem” żeby odebrać 20 metrów (dawniejsze określenie „metr” lub gwarowo „meter” czyli 100kg – przyp. red.) cukru dla partyzantów i już, w tej chwili. Byliśmy we dwie z Fałkowską, jak przywieźć? Kto pojedzie i czym przywiezie, wszyscy ludzie latali we wszystkie strony, zakopywali dobytek. Ja Jęczmykowa biegam za okazją, nikt nie chciał jechać. Pobiegłam do p. Adama Grabowskiego na Św. Ducha i on pojechał ze mną. Pojechaliśmy drabiniastym wozem, jechałam na górze worków uśmiechnięta choć serce miałam pod gardłem. Złożyłem ten cukier na ul. Barbary, żandarmi przyglądają się tym workom, nikt o nic nie pyta, idzie burza trzeba się spieszyć poznosić. W tym czasie przybiegają: p. prof. Antoni Dylski kazał przyjechać po jajka do magazynu. Przywozimy jajka, pełne piwnice załadowane.

Tak dobrnęliśmy szczęśliwie z naszą prasą do stycznia gdy już Armia Czerwona była na ulicach i granaty się rozrywały, wzięłyśmy żywność, saperki, naszego małego Kazika my i Fałkowska zeszliśmy do schronu. Dziecko pierwszy raz zobaczyło schron, stół tam stał, 2 krzesła, szafa na różne rzeczy konspiracyjne, stolik, radio, wisiały półeczki na prasę, piętrowe łózko, flaga państwowa nad łóżkiem i na niej Orzeł. Wtedy dziecko uklękło na łóżku i pocałowało Orła.

Zdjęcia naszego schronu, które porobił Hieronim Piasecki były na wystawie u dr. Feliksa Przypkowskiego. Dodam jeszcze, że całą wojnę przechowywaliśmy archiwum obwodu AK, które całkowicie uległo zniszczeniu, z powodu roztopów wdarła się tam woda. I tu się kończy nasza konspiracja. Jędrzejów zostaje wyzwolony przez Armię Czerwoną (14 stycznia 1945r. – przyp. red). Wytrwaliśmy na posterunku jak żołnierze. Gazeta wychodziła bez jednej przerwy. Przeżyliśmy ale daliśmy wysoki haracz „Wojtka” Pękalskiego, człowieka wartościowego oddanego bez reszty swej ojczyźnie.

img

 

 

 

img

Kazimierz JęczmykKorzec” - urodził się 3.11.1912r. w Jędrzejowie. W latach 1936-1939 pracował w biurze ZEORK. Harcerz, instruktor ds. techniczno-gospodarczych. W okresie II wojny należał do Szarych Szeregów i Armii Krajowej. Po wojnie pracował w budownictwie energetycznym, jako kierownik budowy m.in. przy elektryfikacji, budowie stacji transformatorowych, rozdzielni energetycznych i linii wysokiego napięcia a także Centralnej Magistrali Kolejowej.

Odznaczenia:
Krzyż Armii Krajowej
Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami (Armia Krajowa)
Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
Krzyż Zasługi dla ZHP (dwukrotnie)
Rozeta z Mieczami do Krzyża Zasługi dla ZHP
Złoty Krzyż Zasługi dla ZHP
Za Zasługi dla Kielecczyzny
... oraz wiele innych odznaczeń instytucji społecznych

 

 źródła: wspomnienia Reginy Jęczmyk, materiały własne Zdzisława Jęczmyka (syna Reginy i Kazimierza)

opracowanie: Krzysiek Maziarz

zobacz także: Referat VI Armii Krajowej-artykuł opisujący działalność Referatu Prasowego i rozszerzający informacje o budowie bunkra

Więcej w tej kategorii: « Bombardowanie AK - Oddział Michała »